Kiedyś myślałam, że wszyscy postrzegają świat jak ja: intensywnie, dogłębnie, przeszywająco: że czują ścisk czyjegoś serca ze smutku i żalu i nie zwracają uwagi na słowa próbujące tańczyć taniec beztroski i zadowolenia, że widzą niewidzialne łzy na policzku, gdy usta grymaszą w uśmiechu.
Wiedząc, jaka jest prawda słyszałam inne słowa, których zadaniem było odciągnąć uwagę od niej.
W pewnym momencie doszłam do wniosku, że skoro komunikaty werbalne i niewerbalne tak się różnią, to nie warto mówić. Nieświadoma przyczyna tej decyzji objawiła się w świadomości komunikatami w stylu: jestem inna, nie pasuję, nie potrafię tak, jestem beznadziejna.
Potem nastąpił długi okres w moim życiu, gdy bardzo mało się odzywałam, jednocześnie osądzając się o to, gdyż tego rodzaju werbalne wycofanie utrudniało mi kontakty z drugim człowiekiem i skazywało na poczucie odizolowania i samotności.
Z perspektywy wiem, że nie widziałam wtedy sensu w mówieniu. Aby nawiązać kontakt, zostać zaakceptowaną musiałabym produkować dźwięki, które nie miały nic wspólnego z komunikatami krążącymi w przestrzeni.
Będąc w poczuciu inności próbowałam się dostosować i żyć powierzchownie, fałszywie, „pogodzona ze swoim losem”. Nie da się jednak schować intensywności pod powierzchnią codziennej maski. Dawała zatem ona o sobie znać ze wzmożoną siłą (nagromadzona energia znajdując ujście wybucha gwałtownie) zwykle w postaci dramatów.
Poczucie życia w „nie swojej bajce” rosło i rodziło frustrację. Cierpiałam ja, cierpiało otoczenie.
Aż w końcu pozwoliłam sobie poczuć, gdzie jest moje miejsce, pozwoliłam sobie wypełnić się tym uczuciem po brzegi: uczuciem pięknym i wznoszącym, a zarazem tak bardzo abstrakcyjnym i przerażającym.
Zobaczyłam przepaść- głęboką, nie było widać dna. Była jednak świadomość, że tam coś na mnie czeka. Coś, co jest moje, co da mi szczęście.
Od tego czasu minęły cztery lata. Skoro to piszę, znaczy, że się nie rozbiłam.
Wzniosłam się. Tak wysoko, jak nigdy jeszcze nie byłam.
Nie przestaję sobie dziękować za tamtą odwagę, za tamten skok, za ten świat, który stworzyłam i poczucie bezpieczeństwa, które sobie dałam.
Wiem, że każdy ma SWOJE MIEJSCE, w którym może stworzyć swój szczęśliwy świat.
Dlatego teraz wykorzystując swoje umiejętności postrzegania bardziej, zajmuję się wspieraniem ludzi w autokomunikacji czyli umiejętności rozmowy ze sobą i słuchania siebie. Bo każdy z nas wie, dokąd ma pójść. Nie każdy jednak ma odwagę, by to zrobić.